Od zawsze mieszkam w Barnville,
maleńkim miasteczku, które liczy sobie kilkuset mieszkańców.
Razem z babcią wiedziemy spokojny żywot wśród przyjaznych
sąsiadów. Ludzie nie mają tu wielu możliwości spędzenia
wolnego czasu, a jednym z ich ulubionych sposobów jest
plotkowanie, więc informacje rozchodzą się niemalże z prędkością
światła. O naszej rodzinie mówi się dość sporo, głównie
dlatego, że jesteśmy potomkami założycieli miasta oraz dzięki
krążącej tu od wielu lat legendzie. Każdy opowiada ją inaczej,
ale jakby wszystko to zebrać, to powstaje całkiem ciekawa opowieść.
Dawno, dawno temu, kiedy Barnville zwało się jeszcze Mrocznym Pustkowiem, ponieważ zamieszkiwali tu kosmici, nieucywilizowani ludzie lub - według innych podań - stały tu groby Indian albo świątynia pogańskich bożków, kilkanaście osób, które nie potrafiło znaleźć swojego miejsca na ziemi, nazwało te tereny domem i zbudowało na nim miasteczko. Nie wzięli oni jednak pod uwagę strasznej zemsty wygnanych dzikusów, znieważonych bożków, zbudzonych duchów, czy eksperymentów stworzeń z innej planety, które trwają po dziś dzień. Równo co piętnaście lat, w pierwszym tygodniu sierpnia, ktoś z potomków założycieli miasta przepada jak kamień w wodę, nie zabierając ze sobą żadnych ubrań, dokumentów, czegokolwiek z rzeczy osobistych.
Tylko trzy rodziny są spokrewnione z założycielami: John Dwihte, razem z trójką swoich córek, jego kuzynka- stara panna - Emma Struggle i my - ja, moja babcia oraz wujek Tommy. Prawie piętnaście lat temu zaginęła moja rodzicielka, co ludzie uznali za dowód autentyczności legendy. Babcia wciąż powtarza, że mama po prostu miała dość życia w klatce, bez perspektyw na coś lepszego i chciała zaczerpnąć trochę powietrza pachnącego spalinami. Kiedyś obwiniałam się o to, że jej nie ma, wmawiałam sobie, że uciekła ze względu na mnie, ale przecież to nie ja powołałam się do życia. To ona i tajemniczy X, o którym nigdy nie wspomniała. Nawet jej najlepszy przyjaciel nie wie, kim jest mój ojciec. Tommy też nie wie, choć zawsze był blisko mamy i długo wiercił jej dziurę w brzuchu, mówiąc: „Kim on jest, Chloe? Dziecko powinno mieć ojca”, ale ona tylko się uśmiechała i odpowiadała: „Jest ptakiem i lata po niebie”. Wciąż pytałam biednego Tommy'ego, co miała na myśli, a on bezradnie wzruszał ramionami. Kiedyś bąknął, że była wariatką, lecz babcia zrobiła mu awanturę i nigdy już tak o niej nie powiedział. Rzadko się zastanawiałam, gdzie jest mama, co teraz robi, a jeszcze rzadziej myślałam o legendzie, którą uważałam za bujdę na resorach. Tak było aż do wczorajszego popołudnia, kiedy to zajrzałam do mojej szkolnej szafki i znalazłam kopertę. Wyjęłam z niej kawałek poplamionej kawą papeterii, która pachniała słodko i znajomo.
Dawno, dawno temu, kiedy Barnville zwało się jeszcze Mrocznym Pustkowiem, ponieważ zamieszkiwali tu kosmici, nieucywilizowani ludzie lub - według innych podań - stały tu groby Indian albo świątynia pogańskich bożków, kilkanaście osób, które nie potrafiło znaleźć swojego miejsca na ziemi, nazwało te tereny domem i zbudowało na nim miasteczko. Nie wzięli oni jednak pod uwagę strasznej zemsty wygnanych dzikusów, znieważonych bożków, zbudzonych duchów, czy eksperymentów stworzeń z innej planety, które trwają po dziś dzień. Równo co piętnaście lat, w pierwszym tygodniu sierpnia, ktoś z potomków założycieli miasta przepada jak kamień w wodę, nie zabierając ze sobą żadnych ubrań, dokumentów, czegokolwiek z rzeczy osobistych.
Tylko trzy rodziny są spokrewnione z założycielami: John Dwihte, razem z trójką swoich córek, jego kuzynka- stara panna - Emma Struggle i my - ja, moja babcia oraz wujek Tommy. Prawie piętnaście lat temu zaginęła moja rodzicielka, co ludzie uznali za dowód autentyczności legendy. Babcia wciąż powtarza, że mama po prostu miała dość życia w klatce, bez perspektyw na coś lepszego i chciała zaczerpnąć trochę powietrza pachnącego spalinami. Kiedyś obwiniałam się o to, że jej nie ma, wmawiałam sobie, że uciekła ze względu na mnie, ale przecież to nie ja powołałam się do życia. To ona i tajemniczy X, o którym nigdy nie wspomniała. Nawet jej najlepszy przyjaciel nie wie, kim jest mój ojciec. Tommy też nie wie, choć zawsze był blisko mamy i długo wiercił jej dziurę w brzuchu, mówiąc: „Kim on jest, Chloe? Dziecko powinno mieć ojca”, ale ona tylko się uśmiechała i odpowiadała: „Jest ptakiem i lata po niebie”. Wciąż pytałam biednego Tommy'ego, co miała na myśli, a on bezradnie wzruszał ramionami. Kiedyś bąknął, że była wariatką, lecz babcia zrobiła mu awanturę i nigdy już tak o niej nie powiedział. Rzadko się zastanawiałam, gdzie jest mama, co teraz robi, a jeszcze rzadziej myślałam o legendzie, którą uważałam za bujdę na resorach. Tak było aż do wczorajszego popołudnia, kiedy to zajrzałam do mojej szkolnej szafki i znalazłam kopertę. Wyjęłam z niej kawałek poplamionej kawą papeterii, która pachniała słodko i znajomo.
♥♥♥
Witam. Zamieściłam prolog opowiadania, które pragnę prowadzić na tym blogu. Jeśli to czytasz, jeśli zainteresowało cię to choć trochę, lub masz jakieś rady - proszę zostaw komentarz. Jeśli uważasz, że opowiadanie jest dobre możesz także udostępnić to na facebooku, bądź tweeterze! :D
Serdecznie pozdrawiam, Anonimowa :D